Oto opis jednego z dzisiejszych snów.
Po tym wszystkim obudziłem się nieco wystraszony, a serce łomotało mi jak silnik w trabancie.

Na początku była bierność...

Idę sobie znajomą ulicą w brudnym mieście Mysłowice, właśnie wysiadłem z autobusu, takie to przynajmniej sprawia wrażenie, choć tego nie wiem. Tłumek ludzi jak zawsze idzie sobie w kierunku skrzyżowania (zaraz za nim, nad drogą biegnie most kolejowy). Nagle (z tłumku) podchodzi do mnie jakiś typ, parszywa gęba, chyba nieco podchmielony, coś tam do mnie mówi. To tak jakby chciał czegoś odemnie. Odsuwam się od niego, przyspieszam kroku, po chwili pojawia się (nie pamiętam dokładnie) kolejny, zdaje się że idzie w towarzystwie jakiejś kobiety(?). Idę dalej swoją drogą (zmierzając pod most). Czuję obrzydzenie przed tymi typami, strach (?), raczej niechęć, obawa. Wcześniej na przystanku widzę zasłonięte płytami (?) wejście do przejścia podziemnego, zauważam to. Jest raczej bardzo małe jak n takie wejście, w rzeczywistości niczego takiego w tym miejscu nie ma.

Nagle przychodzi „olśnienie”...

Nie pamiętam dokładnie, jakieś strzępki. Przed samym mostem (zaraz pod nim przejdę) widzę krzewy oplatające zbocza nasypu, jakieś liściaste pnącza (utkwiło mi to w pamięci, to coś co jest tam naprawdę). Nagle „uświadamiam” sobie że znajduje się we śnie, wypełnia mnie dziwna euforia, jakaś radość (jestem !). Gdy przechodzę (przejściem) pod mostem, mam świadomość, że te typy lezą za mną (gdzieś blisko), „przypominam” sobie „że moge tu wszystko”. Jestem za przejściem (to centrum miasta — główne skrzyżowanie) postanawiam unieść się w powietrze, uciec przed nimi.
Bardzo się staram, całą siłą woli „chcę” (dokładnie niepamiętam ale) unoszę się kilka razy odrobinkę nad powierzchnię ziemi. Cieszy mnie to, nawet bardzo, ale mam poczucie, że nie do końca wiem jak to zrobić.
Pamiętam jak unoszę się nad tym miejscem, raz wyżej raz niżej, nie za bardzo potrafię utrzymać stabilny lot. Z jednej strony poczucie tego, że to niemożliwe, z drugiej, że wszystko jest możliwe. Siłą, która pozwala mi się unosić (wznośić) jest coś co nazwę: „chcę”, odczuwam to jako koncentrację na tym co pragnę zrobić, silne skupienie się na zamiarze, odrzucenie wątpliwości. Czuję wtedy lekki skurcz w żołądku, delikatne ssanie, to tak jak czasem zdarza się mi odczuwać w rzeczywistości.
Za każdym razem gdy „chcę” unoszę się wyżej albo odrywam od ziemi, coś jednak ściąga mnie spowrotem i opadam (zwątpienie, grawitacja ?), wtedy znowu „chcę” i znów się unoszę. Pamiętam, że trochę mi nie wychodzi kontrolowanie lotu, lecę do tyłu, nogami do przodu (leżąc na plecach), zdaje się, że nawet zawisam głową w dół (nie pamiętam dokładnie). Ale po chwili zyskuję pewną swobodę.
Zdaje się, że postanawiam polecieć do domu (w rzeczywistości to ok 15 km), zastanawiam się nad tym czy dam radę, wzlatuję i....

=====Dziura w pamięci — nie wiem co dalej było========================

Skrawki...

Jestem zdaje się w domu, chyba we własnym pokoju (w łóżku ?), wstaję i się rozglądam, pokój na pierwszy rzut oka jest identyczny z rzeczywistym, takie wrażenie odnoszę (ale tak nie jest, a to wniosek po przebudzeniowy). Widze moją roślinkę w doniczce (mam takiego dwumetrowego chaszcza w duużej doniczce), stoi tam gdzie zawsze na tle, okna, za oknem świeci słoneczko :). Dokładnie tego nie pamiętam. Podchodzę do rośliny ? Jestem przy niej, a ona leży przewrócona (tak się kiedyś działo jak miała za małą doniczkę - była niestabilna i miała w zwyczaju padac sobie na podłogę). Jestem trochę zawiedziony, czuję jakiś żal bo mimo tego, że kupiłem nową doniczkę ona nadal się przewraca (jakoś tak)... Chyba ją stawiam, ale jest jakaś taka zbyt wielka, nie pamiętam do końca o co chodziło. W każdym razie znów przypominam sobie o swoich możliwościach i postnawiam ją skrócić. Teraz uwaga ! Chwytam za łodygę (wyciągając wysoko rękę), „chcę” , ciągnę ją ku dołowi, łodyga się zmniejsza (tak jak antena która chowa się teleskopowo) i zdaje się, że całość „schowała się” do nasady...
Stoję sobie nad doniczką i widzę coś na kształt uciętej prawie u nasady łodygi (trochę zeschnięta), tradycyjne olśnienie i chwytam dwoma palcami za jej koniec, „chcę” i zasklepiam go w stożek (?), a potem naraz wyciągam z niej kawałek roślinki (znów teleskopowo, jakbym rozkładał antenę)...
Widzę drzwi (to jest coś co mnie naprawdę poruszyło !!!) podchodzę do nich i myślę sobie, że skoro to sen to czemu by tak nie przeniknąć przez te drzwi. Wyciągam ręce przed siebie i kładę na drzwiach (stoję naprzeciwko), czuję wyraźnie ich powierzchnię, stawiają opór moim dłoniom). Chwila zwątpienia, „chcę” i czuję, że powierzchnia pod prawą (zdaje się) ręką staje się elastyczna, ugina się pod naciskiem, czuje jeszcze opór, ale elastyczność przeważa prawa ręka wnika w drzwi (!!!!), ciągle czuję opór pod lewą ręką, „chcę” i on znika, obie ręce wnikają w powierzchnię, zbliżam się i zamykam oczy (odruch ?), czuję (zdaje się) opór na klatce piersiowej (i głowie ?), ale on ustępuje napieram. Otwieram oczy i jestem po drugiej stronie !!!!
Jestem w łazience (chyba do niej wszedłem - w rzeczywistości drzwi z łazienki są naprzeciwko tych z mojego pokoju. Mieszkam na paterze z babcią, a staruszkowie z bratem na I piętrze). Zdaje się słysze krzyki babci, jest czymś wkurzona i to chyba na mnie (nie wiem czym). Czuję że zaraz przyjdzie (acha drzwi do łazienki były otwarte i wlazłem tan normalni), podchodzę do ściany na praciwko drzwi (obok jest okno, a fizycznie w tym miejscu stoi sobie muszla kl., ale nie pamiętam czy ją tam widziałem), widze, że na dworze jest słoneczna pogoda. Czuję, że babcia zaraz przyjdzie i mnie za coś opierdzieli (czuję się tak jakbym coś przeskrobał, ale nie jestem przerażony, czuję jakiś dystans). Myślę sobie, że raz się udało no to teraz spróbuję z czymś trudniejszym, niech będzie ściana. kładę ręce jak ostatnio, ściana stawia opór, słyszę zbliżającą się babcię, wpadam w lekki popłoch (mało czasu) „chcę” ściana lekko ustępuje ale nadal czuję twardość (i elestyczność), znów świadomość że ktoś się zbliża, „chcę” i „chcę” coraz mocniej, aż się udaje. Widzę babcię w oknie a ja jestem na zewnątrz. :)))))))
Podchodzę do kilku okien z kolei (od strony podwórka) i zawsze pojawia się w nich babcia, kryję się pod nimi i zastanawiam dlaczego ona wie gdzie jestem... (chyba trace kontrolę)

=====Dziura w pamięci — nie wiem co dalej było========================

Lot nad zieloną łąką...

Jestem na łące koło domu (za płotem jest nieasfaltowana droga, za nią łąka - jak w rzeczywistości)
Chciałem latać, tyle pamiętam (chyba chwilę wcześniej utraciłem kontrolę), „chcę” i lekko się unoszę, opadam, „chcę” i znów się unoszę, coś mi to znowu nie wychodzi. Wreszcie po iluś próbach latam sobie nad łąką. Jest słoneczny dzień, łąka jest zielona, niebo błekitne - sielanka. Nagle przypomina mi się zdanie z jednej ze stron, które wczoraj ściągałem „Teleportem”, to było po angielsku, ale ja „wymawiam”, czy też przypominam je sobie po naszemu, cos jak „...aby zachować stabilność snu (czy też kontroli) należy się skupić na jakimś elemencie tego świata”. Odczuwam radość z tego że sobie przypomniałem.
Widzę ptaka, jakiś bocian albo pelikan, przelatuje nisko nad łąką, a ja gdzieś obok, przecinając jego tor lotu wpatruję się w niego. Odczuwam swobodę, gdzies sobie dalej lecę...

Dziura w pamięci — nie wiem co dalej było

Lecę sobie nad drogą (droga główna), gdzieś niedalego i chyba rozpoznaję okolicę, lece dalej i już jest coś nowego (inaczej niż w rzeczywistości, droga biegnie prosto (na pn ?) po obu stronach wysokie topole, jadą samochody. Widzę malucha, chyba czarnego koloru, tak sobie myślę że mogę go rozwalić (czuję, że jestem zły ??? - to już jest niepokojące) podlatuję nad wysokość maski w środku jest kobieta z dzieckiem i zaczynam kopac po szybie, ale ona nie ustępuje, nagle sobie przypominam, że „to sen” i szyba (żeby było śmieszniej) zaczyna się wyginać do wnętrza (miejsce które okładam nogami) jest elastyczna, zaprzestaję. Ludzie we wnętrzu chyba jakoś reagują. Czuję coś jakby wyrzuty sumienia ??? Szyba powraca stopniowo do poprzedniej postaci....