home
zamki
warownie
galeria
o nas
kontakt
download
admin
Malbork
Dane podstawowe
Historia
Architektura
Dziś
Dojazd
Atrakcje
Legenda
Aktualna
pogoda


Dane podstawowe

Najsłynniejszy polski zamek, choć nie wzniesiony przez naszych przodków, stoi w północnej części dzisiejszego miasta, na prawym brzegu Nogatu.Nazywa się go największą kupą cegieł w Europie, ponieważ do jego budowy Krzyżacy zużyli miliony sztuk tego budulca. Inne stare powiedzenie mówi, że tak jak Buda powstała ze skały, Mediolan z marmuru, tak Malbork z błota (z którego wypalano cegły). Obecnie obiekt jest prawie całkowicie odrestaurowany i turyści mogą zwiedzić większą część tej olbrzymiej warowni. Stałych wystaw jest tu bardzo dużo, m.in. bursztynów, zbroi, broni, znalezisk archeologicznych itp. Dodatkowo prezentowane są też ekspozycje czasowe, w ub. roku była to część kolekcji wspaniałych arrasów z petersburskiego Ermitażu. Tak więc jeśli ktoś jeszcze nie był na zamku malborskim, powinien jak najszybciej nadrobić tę zaległość, bo w żadnym wypadku nie jest to przereklamowana atrakcja. Warto też oglądnąć dawny Malbork, który rozłożony był wzdłuż Nogatu. Do dziś zachowały się mury obronne, bramy, ratusz i kościół św. Jana. Miasto i zamek stanowiły niegdyś wielką fortecę, połączoną wspólnymi fortyfikacjami, ale niezwykłe jest to, iż w tym przypadku zamek był większy od miasta.

Historia

Budowę największego na świecie gotyckiego zamku, z uwagi na budulec zwanego też przewrotnie największą kupą błota, rozpoczęto ok. 1274 roku z inicjatywy komtura dzierzgońskiego Hermanna Schoenberga i mistrza krajowego Teodoryka Gatirslebe. Twierdza już w swoim początkowym założeniu miała być jedną z największych, jakie widziała ówczesna Europa, godnie realizując funkcję siedziby mistrza krajowego Prus, który dotąd błąkał się po innych, mniejszych ośrodkach jak Zantyr i Starogród. Pierwszy etap budowy poprzedzały czynności przygotowawcze: uformowano właściwe ukształtowanie wzniesienia, zorganizowano odpowiednie zaplecze, wytyczono przebieg lini murów, a przede wszystkim doprowadzono kanałami wodę z pobliskiego jeziora Dąbrówka, która nawadniać miała fosy, a także stanowić źródło pitne dla miasta i przyszłego zamku. Jeszcze przed 1280 wzniesiono skrzydło północne domu konwentualnego, zwanego później Zamkiem Wysokim. Wcześniej jednak, bo prawdopodobnie już w 1276 roku komtur Henryk von Wildenau zamieszkał w pomieszczeniach na parterze nieukończonego jeszcze budynku. Zapewne około roku 1300 gotowe było zachodnie skrzydło zamku. Mniej więcej wtedy też powstał wysunięty w stronę rzeki dansker i otaczający klasztor mur obronny, kreując przestronne międzymurze, służące później do spacerów, jako tereny ogrodowe wielkiego mistrza, skład dział i amunicji, a także cmentarz braci zakonnych. Na północ od nowego domu konwentualnego utworzone zostało gospodarczo-mieszkalne przedzamcze, które z czasem ewoluowało w Zamek Średni.

schyłku XIII stulecia na południu Europy zaczęła narastać nieprzychylna atmosfera wokół zakonów krzyżowych, spowodowana ich nadmiernym bogactwem oraz coraz poważniejszymi wypaczeniami pierwotnych idei, dla których zostały one powołane. Ażeby uniknąć okrutnego losu Templariuszy, jaki dwa lata wcześniej zgotował im król Francji Filip Piękny, a także aby zapewnić sobie dalsze możliwości rozwoju 14 września 1309 roku wielki mistrz Siegfried von Feuchtwangen przeniósł centrum Państwa Krzyżackiego z Wenecji do Malborka. Spowodowało to konieczność jego rozbudowy, bowiem dotychczasowy zamek był zbyt skromny wobec przewidzianych dla niego funkcji. Powiększono go więc najpierw o skrzydło południowe, a następnie wschodnie, umieszczając w nich dormitoria dla nowych zakonników, refektarz i świetlicę konwentu. Zasadniczych modyfikacji dokonano w latach 1330-1334. Zmianie uległa wtedy sylweta budowli, a także wewnętrzny podział pomieszczeń klasztornych. Rozbudowano skrzydło północne, w którym do tej pory mieściła się kaplica, a na jej miejscu utworzono dwukondygnacyjny obiekt sakralny z kościołem NMP oraz kaplicą św. Anny z nekropolią wielkich mistrzów. W tym samym czasie powiększono i podwyższono wieżę dzwonniczą, nadając jej także funkcję wartowniczą i sygnalizacyjną. Równocześnie na miejscu przedzamcza rozpoczęto wznoszenie Zamku Średniego z rezydencją, przekształconą pod koniec XIV wieku przez Konrada Zollnera von Rotenstein w reprezentacyjny Pałac Wielkich Mistrzów. Wcześniej, bo przypuszczalnie jeszcze w latach 40-ych powstał obronny mur, który połączył Zamek Średni z Wysokim, natomiast na północ od zespołu budynków, na obszernej terasie zalewowej Nogatu założono nowe przedzamcze.

Pierwsze w historii warowni oblężenie Malborka nastąpiło po przegranej przez Zakon bitwie grunwaldzkiej. Załoga twierdzy była zupełnie nieprzygotowana na taki rozwój wydarzeń, znaczna jej część zresztą pojechała na wojnę, podobnie jak potężne działa, które wielki mistrz Urlich von Jungingen kazał wywieźć pod Kurzętnik. Kiedy rankiem 16 lipca pierwszy posłaniec, notabene Polak na usługach Zakonu, Piotr Świnka przyniósł tragiczną wiadomość spod Grunwaldu, nikt nie chciał mu wierzyć. Kiedy jednak przybywali następni, w Malborku zawrzało. Nastąpił chaos, tym bardziej, że najwyższy w danym momencie rangą wielki szpitalnik Werner von Tettingen, zhańbiony ucieczką z pola bitwy psychicznie się załamał i nie był w stanie przejąć kontroli nad spanikowanym wojskiem. 18 lipca przybył na zamek malborski brutalny komtur Świecia Henryk von Plauen, organizując mały zamach stanu i ogłaszając się namiestnikiem z nieograniczoną władzą do czasu zakończenia wojny i wyboru nowego mistrza. Dzień później do Malborka zjechały przysłane przez Jagiełłę zwłoki von Jungingena, wielkiego komtura oraz wielkiego marszałka zakonu. Von Plauen sprawnie zorganizował zapasy żywności i amunicji, spalił miasto, sprowadzając jego mieszkańców na podzamcze, ściągnął też z Gdańska około 400 marynarzy, którzy ze swoimi pancerzami i toporami bardzo się przydali, powysyłał także dramatyczne w treści listy wzywające książąt i rycerstwo chrześcijańskiej Europy do udzielenia Zakonowi rychłej pomocy w walce z niewiernymi Saracenami. W momencie przybycia pod Malbork oddziałów polskich 25 lipca 1410 w twierdzy stacjonował pokaźny oddział 4000 tysięcy obrońców. Pod koniec tego dnia strona polska podjęła udany szturm na mury miejskie, który Jan Długosz barwnie opisał: w godzinach wieczornych doszło do walki, ponieważ wojsko królewskie usiłowało wedrzeć się do miasta Malborka, a wrogowie z wielką odwagą nie dopuszczali do ich wtargnięcia. [..] Pierwszy wtarngnął do miasta Malborka rycerz Jakub Kobylański, herbu Grzymała, drugi Dobiesław z Oleśnicy, herbu Dębno, a za nimi poszli inni. Wspomniani dwaj rycerze Jakub i Dobiesław nie uznali za właściwe zaprzestać walki, ale też natychmiast po zdobyciu miasta z wyciągniętymi dzidami, z potężnym krzykiem popędzili do kościoła w pobliże murów, zamierzając zdobyć ten zamek. [...] Kiedy wszyscy wrogowie, którzy strzegli zamku, ze strachu i nadmiernego smutku, poddając się przygnębieniu tak, jakby już zamek został zdobyty, rozbiegli się po ogrodach, Polacy wtedy zmarnowali drugą sposobność rozsądnego pokierowania tą sprawą i zdobycia zamku Malborka, gdy los Krzyżaków tak się układał.

Po pierwszych próbach szturmu na zamek Jagiełło zmienił taktykę walki, rezygnując ze spontanicznego ataku na mury, który ze względu na świetne zabezpieczenia mógł skończyć się dla Polaków klęską, i decydując się na otoczenie zamku pozycjami ogniowymi i następnie długotrwały ostrzał, co miało załamać psychicznie wroga pod wpływem presji kul. Największa koncentracja sił znajdowała się za Nogatem i skierowana była przede wszystkim na Zamek Średni: Pałac Wielkich Mistrzów i Refektarz Letni. Wtedy to wydarzył się incydent, który przy odrobinie szczęścia mógł odmienić historię: wystrzelona przez Polaków armatnia kula przebiła okno w Refektarzu, przeleciała nad głowami obradujących akurat najwyższych dostojników krzyżackich, minimalnie minęła filar podtrzymujący sklepienie i odbijając się od posadzki uderzyła w przeciwległą ścianę, tuż nad kominkiem. Gdyby ów pocisk trafił w filar, pewnie mielibyśmy koniec wojny. 15 sierpnia Henryk von Plauen zaproponował krótki rozejm i wstępne negocjacje pokojowe. Nie przyniosły one jednak oczekiwanych rezultatów i ostrzał wznowiono. Był on jednak coraz słabszy, co rozochociło przyzwyczajonych już do spadających kul Krzyżaków, którzy kilkakrotnie zdecydowali się na zbrojne wycieczki poza mury twierdzy, niszcząc drobną część artylerii wroga, a nawet porywając w niewolę jednego z nieuważnych dowódców polskich chorągwi (wieluńskiej, trochę mi wstyd, bo też pochodzę z tamtych regionów). Zakonny kronikarz zanotował: A więc stał (król) przed zamkiem malborskim z wielką potęgą, a im dłużej stał tu, tym mniej udawało mu się zdziałać, a Ci na zamku z łaski Pana wzmacniali się i czynili jego wojsku wielkie szkody i ranili i zabijali mu bardzo wielu ludzi, tak że on w bitwie nie stracił tylu ludzi, co przed zamkiem. Oblężeni urządzali wypady przed zamek i atakowali siłę środek wojska, czyniąc wielkie szkody. Zwłaszcza marynarze, gdy robili wycieczki, trzeba było bardzo wiele trudu i odwagi by ich zmusić do powrotu do zamku. Tak dzielnie zabijali i tak mężnie walczyli, że król mówił swoim, iż zamieniamy się rolami.

Pomimo horrendalnie trudnej sytuacji zaopatrzeniowej oblężonych, którzy zmuszeni byli żywić się parzoną pszenicą, a tym samym wyraźnego spadku ich morale, zapał polskiego rycerstwa zdecydowanie osłabł. Szczególnie po tym, jak zniecierpliwiony brakiem sukcesów wielki książę Witold spakował własne oddziały i wyjechał na Litwę. W ślad za nim opuścili króla książęta mazowieccy oraz niektórzy panowie polscy z Andrzejem Tęczyńskim na czele. Ostatecznie Jagiełło odstąpił od oblężenia 19 września 1410, za co nieprzychylny mu Długosz strasznie się później nad nim znęcał: Król nie usłuchawszy zbawiennych i zdrowych rad rycerzy oraz obywateli pruskich, zwinąć kazał obozy, porzucił oblężenie i z miejsca pełnego chwały, podobniejszym raczej do zwyciężonego aniżeli do zwycięzcy, ruszył do Polski z powrotem. Miał pisarz chyba trochę racji, bowiem sam Henryk von Plauen podczas spotkania z Jagiełłą 8 grudnia 1410 roku na zamku w Raciążku uczciwie przyznał: Zdarzały Ci się miłościwy (?!) królu, nieba i sam los przychylny po trzykroć najszczęśliwszą porę, w której mogłeś nasz ten zamek malborski z łatwością zdobyć i kraje zakonu krzyżackiego opanować, ale nie umialeś ze sposobności skorzystać. Wpierw, kiedy poprzednika mego, Ulryka, i wszystkie jego wojska pokonałeś i zniosłeś prawie do szczętu, bo gdybyś był zaraz poddał niezawodnie, małą bowiem i nader słabą miał ząłogę. Drugi raz po wzięciu miasta, gdybyś był niebawem uderzył na zamek, albowiem przez wyłom między Wisłą a zamkiem zrobiony, którego w trwodze i zamieszaniu naprawić nie pospieszyliśmy, mogło wojsko twoje wedrzeć się do zamku. A trzeci raz [...] gdybyś tylko do dni piętnastu przedłużył oblężenie, tak bowiem byliśmy ściśnieni niedostatkiem oraz głodem, że na wszystek lud strzegący zamku mieliśmy już tylko dwa barany i trzy połetki słoniny. Zabrakło przy tym i chleba i z tej przyczyny panować zaczęła biegunka. Zgoła nie mogliśmy już dłużej wytrzymać oblężenia, gdybyś ty przy nich chciał wytrwać. Naszego króla stać było wtedy tylko na taką oto tandetną ripostę: Nic nie może stać się bez woli Boga, który wszystkim opatrznie rządzi.

Pod murami Malborka Polacy stanęli ponownie wiosną 1454 roku. Nie były to jednak jakieś wielkie oddziały, raczej słaba i kiepsko wyposażona zbieranina wojsk polskich, związkowych oraz mieszczan gdańskich, dowodzona przez Ścibora Bażyńskiego. Początkowe próby zajęcia twierdzy poprzez zaskoczenie nie powiodły się, w związku z tym zdecydowano się na kosztowne oblężenie i tak 29 marca gdańszczanie rozpoczęli ostrzał, charakteryzujący się wyjątkową nieudolnością oraz brakiem koordynacji. Na zamku schroniło się 3000 załogi z dowodzącym w osobie komtura elbląskiego i jednocześnie wielkiego szpitalnika Henryka Reuss von Plauen (zbieżność nazwisk z wielkim mistrzem zakonu 1410-13 przypadkowa), ażeby jednak uniemożliwić oblegającym odcięcie od dostaw żywności, obrońcy postanowili przejść do działań zaczepnych i już dwa dni później, w prima aprilis urządzili gdańszczanom poranną rzeź przy zerowych stratach własnych. Po przybyciu Kazimierza Jagiellończyka do Prus w rejon Malborka przysłano dodatkowe siły w liczbie około 3000 zbrojnych, lecz wciąż brakowało sposobu na sukces. Wymyślono więc, że wobec nieszczelnego pierścienia wokół miasta najlepiej będzie spalić most - jedyną drogę jego zaopatrzenia. Polacy jak to Polacy, przystąpili do akcji tak nieumiejętnie, że zanim wpuszczone przez nich wypełnione zapaloną smołą i suchym drewnem łodzie (od nich zająć się miał most) dotarły do celu, zatrzymane zostały przez miejskich rybaków. Próba druga okazała się bardziej skuteczna, ktoś jednak źle wyliczył i łódki nie czyniąc żadnej szkody przepłynęły pod jego przęsłami. Za trzecim razem Krzyżacy postawili na rzece zaporę z pali i tym sposobem most ocalili. Nieporadność wojsk przeciwnika prowokowała ich również do licznych, bardzo skutecznych działań zaczepnych, tymczasem w obozach pod Malborkiem było coraz mniej ludzi, brakowało sprzętu, szerzyła się dezercja. Ostatecznie marną kampanię zwinięto 20 września 1454, a bezpośredni impuls dała wiadomość o przegranej polskiego oręża w bitwie pod Chojnicami (18.IX.1454). Wojska związkowe w panice opuściły obóz, zaś siły królewskie udały się do ziemi chełmińskiej.

To, co pod presją armat nie powiodło się w 1454, całkiem sprawnie udało się załatwić trzy lata później, i to bez jednego nawet wystrzału. Beznadziejna sytuacja finansowa Zakonu Krzyżackiego spowodowała jego niewypłacalność wobec czeskich wojsk zaciężnych i przejęcie przez nich twierdzy w Malborku. W 1456 najemny dowódca Oldrzych Czerwonka zaproponował stronie polskiej jej wykup. Po długotrwałych negocjacjach 6.VI.1457 Polacy odkupili Malbork od zaciężnych za kwotę 190.000 złotych węgierskich. Dzień później wielki mistrz Zakonu Ludwig von Erlichshausen został wyprowadzony z zamku, wsadzony na wóz i pod eskortą wywieziony do Chojnic.

Na mocy traktatu toruńskiego z roku 1466 Malbork pozostał w rękach polskich, stając się stolicą województwa z urzędami prowincjalnymi i lokalnymi; stanowił też jeden z najzasobniejszych arsenałów Rzeczypospolitej. Zamek Wysoki przeznaczony został na cele magazynowe oraz gospodarcze; przechowywano tutaj produkty żywnościowe, umieszczono też gorzelnię piwa. W Pałacu Wielkich Mistrzów urządzono czasową rezydencję królewską. W części zajmowanej dawniej przez wielkiego komtura mieszkał starosta malborski, w skrzydle północnym była również jego kancelaria i tam mieścił się skarbiec, a dalej biura i mieszkanie ekonoma oraz burgrabiego. W Wielkim Refektarzu organizowane były imprezy na czas wizyt królów polskich, tam też częstokroć starostowie obiadowali wraz z całą załogą. Dla potrzeb militarnych adaptowano przedzamcze - magazynowano na nim działa i kule armatnie, także beczki z prochem i saletrą. Fortyfikacje Malborka, ubezpieczane przez stałą załogę w liczbie dwustu żołnierzy, przez długi czas uchodziły za niemożliwe do zdobycia. Sztuki tej dokonali dopiero Szwedzi, którzy po szybkim zajęciu miasta dysponując ogromną przewagą militarną 20 lipca 1626 roku szturmem zdobyli twierdzę, biorąc do niewoli jej komendanta rotmistrza Wojciecha Pęcławskiego (Pęcławski został później skazany zaocznie przez sąd polski na karę śmierci i przepadek mienia). Po tym sukcesie król Gustaw Adolf stworzył w Malborku najważniejszą bazę kwatermistrzowską własnej armii, dodatkowo go fortyfikując bastionami ziemnymi i szańcami. Na czas rozejmu w 1626 wojska szwedzkie wyszły z zamku, który przez 5 następnych lat zajmowały dzierżawiące go oddziały elektora brandenburskiego. W mieście rezydowali też komisarze państw pośredniczących w obradach pokojowych zakończonych rozejmem w 1635. Po podpisaniu stosownych porozumień warownię obsadzono wojskami hetmana Koniecpolskiego, jej kondycja nie była jednak najlepsza, o czym świadczy fragment przeprowadzonej wówczas lustracji: [...] Blankowania po murach częścią zniesione, częścią popsowano. Mury nie nakryte. Pięć wież począwszy od tej, która jest przy Ceukazie, co prochy w niej chowano, aż do owej, którą Blothurm zowią ze Spichlerzem, wewnątrz zrujnowano [...]. Dodatkowo jeszcze w 1644 spłonęły dachy i krużganki Zamku Wysokiego. Podczas rekonstrukcji krużgankom nadano formy barokowe, a wieżę główną zwieńczono szkaradnym hełmem z latarenką. W połowie XVII wieku niewielką część budynków zajęli jezuici, adaptując dla swoich celów pomieszczenia Zamku Wysokiego.

W lutym 1656 Szwedzi ponownie podeszli pod mury Malborka. Zamku broniło wtedy 1300 zbrojnych dowodzonych przez braci Wejherów. Pod presją szwedzkich dział oraz moździerzy 16 marca załoga poddała się na warunkach honorowych. Trzy lata później, od 12 czerwca do 30 września hetman Jerzy Lubomirski podejmował próby odzyskania fortecy, która ostatecznie wróciła do Polski po podpisaniu traktatu w Oliwie (1660). Podczas pierwszego rozbioru, we wrześniu 1772 roku do Malborka wkroczyły oddziały pruskie. Dwa lata później gmach poddano szeroko zakrojonym pracom adaptacyjnym: w Zamku Wysokim wyburzono gotyckie sklepienia i wprowadzając nowe podziały wnętrz urządzono magazyny oraz lokale mieszkalne dla oficerów. Pałac Wielkich Mistrzów przemieniono w manufakturę tkacką, Zamek Średni przekształcono na koszary, zaś w Wielkim Refektarzu wojsko ćwiczyło musztrę i ujeżdżało konie. Pod koniec XVIII wieku zamek o włos uniknął całkowitej zagłady. David Gilly, nadradca rządowy, sporządził projekt rozebrania murów z przeznaczeniem na materiał do budowy magazynów i koszar wojskowych. Pracom rozbiórkowym zapobiegła na szczęście powszechna w dobie Romantyzmu moda na gotyk i wszystko, co średniowieczne. Punktem zwrotnym okazała się publikacja poety Maxa von Schenkendorfa, która ukazała się w 1803 roku w jednej z berlińskich gazet. Autor ostro protestował w niej przeciw burzeniu średniowiecznego zabytku, co spotkało się z na tyle silnym odzewem, że już rok później król pruski Fryderyk Wilhelm III zabronił dalszej rozbiórki warowni. W 1816 roku powołano do życia Zarząd Odbudowy Zamku w Malborku ("Schlossbauverwaltung Marienburg""), pod kierunkiem którego rozpoczęto prace konserwatorskie i budowlane. Decydującym punktem zwrotnym w dziejach odbudowy było powierzenie jej kierownictwa zdolnemu architektowi Konradowi Steinbrechtowi, który w okresie 1882-1921 doprowadził do radykalnej i wiernej regotyzacji zamkowego założenia. Prowadzone z rozmachem i ogromną sumiennością prace finansowane były głównie z budżetu państwa pruskiego. Odbudowa Malborka wzbudzała też żywe zainteresowanie cesarskiej rodziny, Wilhelm II Hohenzollern wizytował ją ponad 30 razy. Część pieniędzy potrzebnych na odbudowę uzyskiwano również z organizowanych na ten cel loterii. Dzięki poparciu finansowemu ze strony społeczeństwa do 1900 ukończono prace na Zamku Wysokim, a w roku 1918 sfinalizowano rekonstrukcję Zamku Średniego. Za ostateczną datę zakończenia odbudowy przyjmuje się rok 1931.

Architektura

Ulokowany na prawym brzegu Nogatu zespół zamkowy stanowi rozległy kompleks na planie zbliżonym do prostokąta o długości ponad 800, szerokości 250 metrów oraz powierzchni blisko 25 ha. W jego skład wchodzą: Zamek Wysoki, Zamek Średni, a także Przedzamcze, zwane również Zamkiem Niskim. Wzniesiony na rzucie prostokąta o bokach 51x61 metrów z wewnętrznym dziedzińcem Zamek Wysoki pełnił funkcję siedziby komtura i dwunastu braci zakonnych. Najstarszym elementem jest tutaj skrzydło północne, w którym znajdowała się kaplica pw. NMP (nekropolia Wielkich Mistrzów), infirmeria, cela więzienna tzw. "cela Witolda" i archiwum. Skrzydło zachodnie na parterze mieściło kuchnię, piekarnię i refektarz (jadalnia), na piętrze swoje kancelarie mieli wielki komtur oraz zakonny skarbnik. W dostawionych na początku XIV wieku skrzydłach: południowym i zachodnim ulokowano dormitoria (sypialnie), refektarz i salę konwentu. Wyższe poziomy czworobocznego gmachu przeznaczono na magazyny zbożowe, zaś na koronie murów pobudowano ganki dla straży, tworzące wraz z wieżą główną i narożnymi wieżyczkami sprzężony system obronny. Surową bryłę gmachu wzbogacono o szereg elementów ozdobych w postaci dekoracyjnych portali, szczytów, fryzów i maswerków o treści na ogół religijnej i sporych walorach artystycznych. Od strony dziedzińca budynki obiegały komunikacyjne krużganki, a w jego centralnej części wybudowano studnię z daszkiem i rzeźbą pelikana, który własną krwią karmi swoje pisklęta.

PLAN ZAMKU WYSOKIEGO (PARTER) :
1. MIĘDZYBRAMIE,
2. DOM KLUCZNIKA,
3. CELA "WITOLD",
4. MAGAZYNY,
5. KAPLICA ŚW. ANNY,
6. MĘCZENNICA,
7. KUCHNIA,
8. PIEKARNIA,
9. DANSKER,
10. MŁYN,
11. BASZTA DIETRICHA, 12. BASZTA KLESZA,
13. FOSY,
14. STUDNIA,
15. TARASY

Na Zamek Wysoki prowadziła ulokowana w północno-zachodnim narożu czworoboku brama, do której dojeżdżało się po drewnianym zwodzonym moście. W szyi bramnej znajdowały się dwie boczne bramki wiodące na zewnętrzne, przeznaczone dla straży tereny Zamku Wysokiego. Zasadniczą bramę umiejscowiono w wysokiej na około 13 metrów wnęce wyposażonej w nadwieszony wykusz, przez który rażono oblegających. Przejazdy zamykane były poprzez opuszczane brony. Obok kaplicy, we wschodnim skrzydle zamkowym znajduje się wysoka, 66-metrowa wieża, która początkowo pełniła funkcję dzwonnicy kościelnej, a po nadbudowie wykorzystywano ją również jako dodatkowy element umocnień, a także punkt sygnalizacyjny umożliwiający przy pomocy znaków dymno-ogniowych szybkie przesyłanie wiadomości pomiędzy sąsiednimi ośrodkami klasztorymi. Od strony północnej wystawiono tzw. wieżę kleszą, flankującą podejście do całego zespołu zamkowego i bramy. Górowała ona nad Zamkiem Średnim, zapewniając załodze Zamku Wysokiego korzystną pozycję ogniową względem ewentualnych napastników. Podobną funkcję od zachodu pełnił wysunięty przed obwód muru obronnego dansker (gdanisko), połączony z gmachem głównym poprzez 64-metrowej długości kryty ganek wsparty na potężnych arkadach. Stamtąd kontrolowany był wjazd na obszar Starego Miasta, tam też znajdowała się największa ubikacja konwentu. Całe założenie otoczone było podwójnym murem (od strony Zamku Średniego jedna linia muru) oraz szeroką fosą, zasilaną wodami jeziora Dąbrówka. Na terenie wschodniego międzymurza mieścił się cmentarz rycerzy zakonnych, w pozostałych częściach zlokalizowano skład dział, tereny spacerowe i winnice.

Skrzydło północne oraz wschodnie Zamku Średniego zarządzane było przez wielkiego komtura, drugą po wielkim mistrzu figurę na zamku. Do jego zadań należała kontrola nad finansami podskarbiego i szafarza. Wielki komtur przyjmował również niektórych gości, w związku z czym w skrzydle wschodnim przygotowano dla nich pokoje (znajdowały się tam m.in. sale dla rycerzy przybywających z Zachodu w celu zbrojnego wsparcia Zakonu na czas wojen z Polską). Skrzydło północne realizowało obowiązki administracyjno-mieszkalne, zaś skrzydła południowego nie było wcale. Takie rozwiązanie umożliwiało obserwację z Zamku Wysokiego tego, co dzieje się na Zamku Średnim. Brak od owej strony umocnień i budynków stawiał też w trudnej sytuacji ewentualnych intruzów, chcących szturmem zdobywać Zamek Wysoki. W północno-zachodnim narożniku założenia mieściła się obszerna infirmeria, czyli szpital dla starych lub chorych braci zakonnych. Urządzony w skrzydle północnym przejazd bramny posiadał trzy zabezpieczenia. Pierwsze stanowił zwodzony most, drugim była brona oraz szyja bramna, a trzecim kolejna brona i strzelnica. Zamek Średni od północy i wschodu ubezpieczała dodatkowa linia muru, a całość otaczała fosa.

PLAN ZAMKU ŚREDNIEGO (PIERWSZE PIĘTRO):
1. REFEKTARZ LETNI,
2. REFEKTARZ ZNIMOWY,
3. KOMNATY KRÓLEWSKIE,
4. SIEŃ,
5. KAPLICA ŚW. KATARZYNY,
6. SYPIALNIA WIELKICH MISTRZÓW,
7. STRYCHY NAD WIELKIM REFEKTARZEM,
8. STRYCH NAD INFIRMERIĄ,
9. INFIRMERIA,
10. KOMNATY WIELKIEGO KOMTURA,
11. IZBY GOŚCINNE,
12. SANITARIATY



Przedzamcze, analogicznie jak w przypadku innych krzyżackich warowni, pełniło rolę służebną i gospodarczą. Na jego obszarze znajdowały się stajnie oraz mieszkania dla służby i straży. We wschodniej części założenia stał ceglany budynek, tzw Karwan, w którym przechowywano sprzęt taborowy, działa i amunicję (w okresie późniejszym działa trzymano w oddzielnym miejscu zwanym Buchsenchof). Na zachód od niego ciągnęły się stajnie, zaś w centralnej części przedzamcza znajdowały się doły, pełniące rolę wysypiska śmieci. W części zachodniej wybudowano 142-metrowy łańcuch budynków mieszczących piekarnię, szpital, słodownię i browar, spichlerze, mieszkania służby, kurniki, chlewnie, obory i wiele jeszcze innych rzeczy. Otoczone one były oddzielną linią murów, wzmocnionych przez pięć baszt. Mury te łączyły się z murami obronnymi biegnącymi naokoło Zamku Wysokiego i Średniego i ubezpieczane były dodatkowo przez fosę. Wjazd na przedzamcze, a pośrednio również do zamku właściwego prowadził przez dwie bramy. Pierwsza z nich stanowiła brzegowe ogniwo rozbudowanego zespołu bramnego, który ciągnął się wzdłuż wschodniej linii murów. Zespół ten składał się z dwóch ufortyfikowanych przejazdów i zwodzonych mostów, oddzielonych niewielkim dziedzińcem. Drugi wjazd prowadził od strony zachodniej. Rozpoczynał się on na przeciwnym brzegu Nogatu barbakanem (obecnie nie zachowanym), wzmocnionym dwiema okrągłymi basztami. Przez rzekę przerzucony był drewniany most, prowadzący do bramy z charakterystycznymi przysadzistymi, cylindrycznymi wieżyczkami. Dalej przejazd ów wiódł międzymurzem wzdłuż kurtyny Zamku Średniego do zespołu bramnego, umieszczonego w północno-zachodniej części przedzamcza. Brama ta miała postać niewielkiego murowanego czworoboku, umocnionego przez budynek, pełniący także funkcję kaplicy dla pospólstwa.

Dziś

Dzisiaj Malbork to przede wszystkim ogromne muzeum, odwiedzane rokrocznie przez blisko pół miliona turystów.

Dojazd

Będąc w Malborku trudno do zamku nie trafić. Właściwą drogę wskaże chyba każdy napotkany przechodzień. Z dworca PKP dojście zajmuje ok. 15 minut. Pod zamkiem obszerne i drogie parkingi dla samochodów; 4-godzinny postój autem osobowym kosztuje 10 zł, autobusem 25 zł, a motocyklem 7 zł. Zdecydowanie nie polecam, tym bardziej, że samochód zostawić można tuż obok, na osiedlowych uliczkach, i to zupełnie za darmo.

Atrakcje

W zamkowych wnętrzach prezentowana jest ekspozycja dawnej zbroi, broni palnej oraz białej, znalezisk archeologicznych, a także obowiązkowa dla wszystkich kolekcja bursztynów (po drodze sklepik z bursztynami, więc sami rozumiecie). Zwiedzanie odbywa się z przewodnikiem, co z jednej strony daje sposobność wysłuchania różnych ciekawych, efekciarskich dla ludu historyjek, z drugiej jednak człowiek czuje się tu, jak w przysłowiowej japońskiej wycieczce, notorycznie przepędzany z miejsca na miejsce. Na szczęście, po 2-godzinnej gonitwie przewodnik idzie po kolejną grupę, a my możemy do samego wieczora rozkoszować się urokiem potężnego zamczyska, nikt nas bowiem wtedy z zamku już nie wygania. Trasa zwiedzania obejmuje wszystkie najważniejsze pomieszczenia i budynki Zamku Wysokiego i Średniego poza Wielkim Refektarzem - ten z uwagi na zły stan został zamknięty dla szerokiej publiczności. Należy jednak bardzo uważać, bo przewodnicy często traktują turystów jak idiotów (choć i czasami nie bez racji), którym można wcisnąć każdy kit, oszukać, okłamać i szybko wypluć. Lubią oni sobie skracać pracę, nie pokazując wszystkiego: ja zwiedzałem zamek dwukrotnie i za każdym razem widziałem zupełnie inne miejsca, a do zamkowej kuchni nie zaprowadzono mnie ani razu! Dostęp na wieżę wymaga niestety dodatkowej opłaty. Oprócz tradycyjnego zwiedzania istnieje również możliwość uczestnictwa w widowisku "Światło i dźwięk", organizowane jest też zwiedzanie nocne.
Wokół zamku trwa odpust z jarmarcznymi stoiskami oferującymi kiczowate pelerynki i plastikowe mieczyki made in China. Zastanawiam się, kto kupuje cały ten badziew? Może zakochani w ogrodowych krasnalach Niemcy w ramach wyrzutów sumienia za to, co nam zrobili 60 lat temu? A może ci, którzy po obowiązkowej lekcji historii odnajdują się w tym zgiełku, radośnie czując klimat rodzinnej wioski? I jeszcze te rowery wodne. I Lucyna, wrzód na d... całego Malborka. A wracając na koniec do naszych zachodnich sąsiadów, rada dla wszystkich tych, którzy "Niemców nienawidzą od dziecka". W okolicach zamku aż roi się od wycieczek z cyklu "Masuren und Pommern", jeśli więc komuś rzeczywiście trudno jest odnaleźć się w takim towarzystwie, to powinien zażyć wcześniej jakieś środki zobojętniające lub Malbork omijać z daleka, przynajmniej w sezonie.

Legenda

Wspomniano już w opisie, iż potężna wieża dołączona gankiem na wysokim arkadowym moście do Zamku Wysokiego to dawna ubikacja (gdanisko) jak i baszta obronna. Jak się jednak okazuje mogła ona pełnić również inne funkcje. W czasach gdy komturem był Eberhard von Pappke na zamku przebywało dwóch nieco ekscentrycznych braci. Herman był okropnym grubasem, natomiast Willy potwornym chudzielcem. Łączyła ich jednak skłonność do żartów i wygłupów, a na polu walki obaj nie wykazywali się odwagą. Byli bardzo lubiani przez braci zakonnych, z jednym wyjątkiem. Ich zachowania nie mógł ścierpieć komtur, który nakładał na braci różne kary, nie przynoszące jednak żadnych rezultatów. Pappke obawiał się że swoją błazenadą zarażą innych zakonników. Pewnego dnia Herman i Willy zniknęli. Przypomniano sobie, że ostatni raz słyszano ich przedrzeźniania i śmiechy dochodzące z gdaniska. Nigdy więcej już ich nie widziano. Dla wszystkich stało się jasne, że to komtur kazał pozbyć się niewygodnych braci, a gdanisko było idealnym do tego miejscem. Od tej pory fosa pod gdaniskiem pochłonęła ponoć jeszcze wiele ofiar. Delikwenta upijano, a następnie, gdy szedł za potrzebą do gdaniska otwierała się zapadnia i jego ciało znikało bez śladu w fosie.
Podczas oblężenia Malborka rozpoczętego 10 dni po bitwie pod Grunwaldem w 1410 r. doszło do pamiętnego zdarzenia. Wojska Jagiełły nie dysponowały wystarczająco dużą ilością piechoty do szturmowania tak potężnej twierdzy. Ograniczono się więc do zablokowania dostaw żywności i ostrzału z artylerii, licząc na poddanie się obrońców z dopiero co pobitego zakonu. Czas jednak mijał, Krzyżacy zmobilizowani przez komtura ze Świecia Henryka von Plauen nie zamierzali się poddać. Zdobycie zamku wcale się więc nie przybliżało, a sytuacja polskich oddziałów pogarszała na skutek braku zaopatrzenia i szerzących się chorób. W końcu postanowiono posunąć się do podstępu. Plan krzyżackiej warowni był w dużym stopniu znany i wiedziano o specyficznej konstrukcji Letniego Refektarza. Dzięki pojedynczemu filarowi podtrzymującemu strop, mógł on stać się przy sprzyjających okolicznościach grobowcem całej starszyzny zakonnej, bez której obrona zamku nie byłaby możliwa. Sprowadzono więc wielką bombardę i posłużono się polskim agentem usługującym Krzyżakom. Gdy w Letnim Refektarzu odbywało się codzienne zebranie, sługa wystawił przez okno kolorową czapkę, co było znakiem dla obsługi potężnego działa. Narada Krzyżaków została przerwana potężnym hukiem a zaraz potem rozprysły się witraże i do sali wpadła wielka kula. Niestety chybiono o włos i kula minęła podporę i rozbiła tylko posadzkę. Komtur Henryk von Plauen uznał to za cud, bo celny pocisk z pewnością doprowadziłby do zwalenia się refektarza. Ponoć stwierdził, że Opatrzność nigdy nie zezwoli na upadek zakonu i kazał wmurować kawałek pocisku w ścianę razem z pamiątkową tabliczką, aby każdy kto na nie spojrzy wiedział, że Malborka nie da się zdobyć a zakonu pokonać. Pocisk na ścianie refektarza można zobaczyć do dzisiaj, niestety tabliczki, która mogłaby potwierdzić to podanie jednak nie ma. Pierwsze oblężenie Malborka zakończyło się więc niepowodzeniem. Po 3 miesiącach Jagiełło musiał się wycofać.
Kolejne podanie dotyczy czasów późniejszych. Zamek był już w rękach polskich, a starostą malborskim Piotr Dunin. Zarządcą zamku z jego nadania został Maciej z Budzewa i właśnie w jego córce Cecylii zakochał się (i to ze wzajemnością) dobry, ale ubogi żołnierz Marcin Kania. Gdy związek ten wyszedł na jaw, rozgniewany Maciej rozkazał zamknąć córkę w komnacie, a żołnierza wrzucić do lochów. Burgrabia zamknął więc swojego żołnierza w więzieniu pod skrzydłem północnym Zamku Wysokiego. Po kilku dniach uwięzienia Marcin Kania zwrócił uwagę na lekki przeciąg panujący w celi, choć było tu tylko jedno okienko. Zaczął przeszukiwać i opukiwać dokładnie całe pomieszczenie, aż natrafił w kącie w podłodze na żelazną klapę przysypaną ziemią i gruzem ceglanym. Czyżby odkrył legendarny tunel, o którym mówiło się po wygnaniu Krzyżaków, ale nikt nie potrafił go znaleźć? Wg opowieści mógł prowadzić nawet do Elbląga! Nie zdążył jednak tego sprawdzić, bo usłyszał hałas na schodach. Ledwo zdążył zakryć klapę, a już weszli jego towarzysze z załogi zamkowej. Wyprowadzili go w milczeniu, tak iż przez chwilę myślał nawet, że idzie na śmierć. Okazało się jednak, że burgrabia dbający o swoich ludzi postanowił mu pomóc i potajemnie uwolnić. Dostał pieniądze i informacje jak opuścić zamek. Gdy po zmierzchu przekradał się już ze swoim skromnym dobytkiem do bramy południowej, ujrzał przechadzającą się po dziedzińcu pod czujnym okiem macochy Cecylię. Wiedział już, że nie może odejść bez niej. Naśladując głos kosa udało mu się zwieść macochę i zbliżyć do Cecylii. Padli sobie w ramiona i postanowili uciec razem odkrytym przez Marcina tunelem, bo przez bramę z pewnością razem by nie wyszli. Szli w ciemności bardzo długo, aż wreszcie zobaczyli w oddali jakieś światło. Było on dziwnie purpurowe, jednak zbiegowie radowali się, myśląc że wreszcie dotarli do wyjścia z lochu. Gdy byli już bardzo blisko, ich oczom ukazał się straszliwy widok. W purpurowej poświacie stały 3 kościotrupy. Z ich kości zwisały kawałki mięsa, widać też było resztki płaszczy z czarnymi krzyżami. Makabryczne postacie ruszały szczękami jakby chciały coś powiedzieć. Marcin już miał rzucić się na nie z tasakiem, który trzymał za pasem, ale powstrzymała go Cecylia mówiąc że oni bardziej potrzebują modlitwy niż nienawiści. Zaczęli się więc oboje modlić i prosić o zmiłowanie dla cierpiących dusz rycerzy zakonnych. Wkrótce maszkary zniknęły, a purpurowe światło stało się błękitne. Zakochana para ruszyła już bez obaw w jego blasku przed siebie. Podobno widziano ich później szczęśliwych w Gdańsku. Gorszy los spotkał pogoń z Maciejem z Budzewa na czele. Również on dzięki psom odnalazł tajne wejście i natrafił na zjawy zakonników. Jednak zachował się zupełnie inaczej, zaczął przeklinać i siekać zjawy mieczem. Był tak wściekły, że nie zauważył, iż nie czyni kościotrupom żadnej krzywdy, natomiast kruszy wąskie ściany tunelu. W końcu z wielkim hukiem runął strop, grzebiąc okrutnego zarządcę. W rzeczywistości istniał loch biegnący z zamku pod Nogatem i to sporych rozmiarów. Odkopano go przypadkiem przed II wojną światową, ale dość szybko zasypano. Przedtem jednak zrobiono zdjęcia. Ponoć opublikowano je w ówczesnej lokalnej gazecie.

Aktualna pogoda

Click for Gdansk, Poland Forecast